Blog

Drodzy czytelnicy!

Każdy z nas ma jakąś historię, przebył pewną drogę, aby stać się świetnym księgowym i znakomitym właścicielem biura rachunkowego. Jedni od zawsze wiedzieli, że chcą posiadać własny biznes, inni potrzebowali czasu aby znaleźć odwagę i założyć swoją firmę. Niektórzy planowali swoją przyszłość w zupełnie innym zawodzie, a z przypadku zostali księgowymi
i postanowili rozwijać swoją karierę właśnie w tej dziedzinie.
Dziś mamy przyjemność przedstawić Wam kilka historii założycieli biur rachunkowych, którzy zgodzili się podzielić swoimi przeżyciami. Mamy nadzieję, że ich relacje będą dla Was inspirujące i dodadzą Wam energii do działania. 

To długa historia... Od zawsze chciałam prowadzić jakiś biznes. Tak się złożyło, że wybrałam ekonomię i studia w zakresie rachunkowości - a miałam być biotechnologiem przeprowadzającym badania i krzyżówki genetyczne. Na początku drogi dużo myślałam, co będę robić po studiach, gdzie będę pracować. Zakładałam, że kiedyś może znajdę pracę
w księgowości. Marzyła mi się kariera w korpo. Pracy szukałam wszędzie, by móc zarobić na studia - trafiła mi się praca w prywatnej szkole w sekretariacie – więc stałam się sekretarką, asystentką, roznosicielem ulotek, sprzedawcą w szkolnym sklepiku, księgową, kadrową i czasem nawet sprzątaczką - za równowartość 1200 zł netto miesięcznie. Pewnego lipcowego dnia znalazłam nieprzytomnego woźnego na środku korytarza. Był pod wpływem. Woźnego pozbierałam i zatelefonowałam po rodzinę, posprzątałam jakieś farby, które zostawił malując płot, pozamykałam bramy, posprawdzałam wszystkie wejścia. Powiadomiłam o wszystkim dyrektora szkoły. Na drugi dzień dostałam ostrą reprymendę, bo obowiązki woźnego nie zostały dopełnione - nie zakluczyłam garażu, na co w życiu bym nie wpadła. Poczułam się niedoceniona i upokorzona. Tego samego dnia wysyłałam CV do wszystkich możliwych biur rachunkowych. To był moment, gdzie postanowiłam wziąć „byka za rogi” i rozpocząć karierę stricte jako księgowa. Metodą małych kroczków dążyłam do celu: studia, praca w biurze rachunkowym, potem zmiana pracy na etat jako samodzielna księgowa, następnie zdałam egzamin na Certyfikat Ministra Finansów. 12.04.2013r. otworzyłam biuro – na początek miałam dwóch klientów - dochód 400 zł netto minus ZUS… to zostało na waciki. I tak oto jakoś leci do dziś. Biuro mam już 8 lat!”
Magdalena Czekalska


„Po 13 latach na etacie w jednym biurze rachunkowym dostałam wypowiedzenie. Powody teoretycznie "wyssane z palca". No cóż jestem osobą, która "gdzie jej nie chcą, to się na siłę nie trzyma". W mojej ocenie przyczyną zwolnienia były różne wizje współpracy i zmieniające się oczekiwania. Będąc na wypowiedzeniu szukałam pracy na etacie i pewnego pięknego dnia kuzyn przyszedł i oświadczył, że ma dla mnie klienta, a ja sobie muszę własne biuro rachunkowe otworzyć… i tak się toczy już 3 rok. Zaczynałam z jednym klientem, obecnie mam ich ponad trzydziestu i zdarza mi się już odnawiać współpracy. Nie mam parcia na nie wiadomo co - wystarczy mi to, co mam. Ponad rok temu odezwał się mój były pracodawca (wiem, że dużo go to kosztowało) i zaczęliśmy również współpracować. Pracuje dużo mniej -  max 8h, a kasa większa.”
Magdalena


“Księgowość - nigdy w życiu!!!  Praca za biurkiem to nie dla mnie!
Tak myśląc skończyłam technikum chemiczne, trochę pracowałam w zawodzie, później trafiłam do sekretariatu dużej firmy produkcyjnej. I o dziwo! Praca biurowa zaczęła mi się podobać. Gdy zmiany ustrojowe podkopały filary stabilności tej firmy, wróciłam do pracy w laboratorium. Zatrudniłam się w szpitalu. W 1999 roku przeprowadzono tam restrukturyzację zatrudnienia i zredukowano mój etat. Moje dziecko miało wtedy niecałe 3 lata i odkryłam przypadkiem, że mam prawo do urlopu wychowawczego. Nikt mi tego nie podpowiedział, ale interesowały mnie już wcześniej ciekawostki z zakresu prawa pracy i w taki sposób wykorzystałam przypadkiem zdobyta wiedzę. Problemem było to, że dostałam wypowiedzenie. Ale stwierdziłam, że trzeba spróbować i poszłam do dyrektorki z prośbą o cofnięcie wypowiedzenia i udzielenie mi urlopu wychowawczego. Trochę się spóźniłam. Odprawy zwalnianych pracowników miały być refundowane przez ministerstwo, a listy ze zwalnianymi pracownikami były już wysłane. Jednak inna osoba chciała się zwolnić w tym czasie, dlatego zamieniono nas na listach. Takim sposobem cofnięto mi wypowiedzenie i dostałam urlop wychowawczy.
Gdy w 2001 roku wróciłam do pracy zaproponowano mi etat w płacach. Wtedy postanowiłam zrobić studia. W tym czasie organizowana była akcja dotycząca kapitału początkowego. Oczywiście koleżanki z satysfakcją oddały mi to zajęcie. Aby usprawnić sobie pracę, uporządkowałam wszystkie listy płac i kartoteki, co pozwoliło mi sprawnie uporać się z tym tematem.
O nie, nie! Nikt mnie za to nie pochwalił! Jeszcze tylko skompletowałam kapitał w kadrach i w zasadzie nie było dla mnie pracy. Przez chwilę pracowałam w księgowości, a w efekcie zaproponowano mi etat sekretarki medycznej na oddziale.  Jak to skomentowała moja kierowniczka – „sama podstawiłaś sobie nogę”. Szczerze nienawidziłam tej pracy. Dlatego intensywnie szukałam innej.
W tym czasie w mieście powstawała firma do administrowania składowiskiem odpadów i szukali głównej księgowej. Moje doświadczenie w księgowości było niewielkie, a to była firma budżetowa z zupełnie inna księgowością. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Z duszą na ramieniu zdecydowałam się aplikować i co ciekawe - przyjęli mnie.
Moja znajoma twierdziła, że prawdziwą księgową zostaje się po zrobieniu trzech bilansów. Firma istniała około 1,5 roku, a ja w tym czasie zrobiłam 3 bilanse. Ciekawi jesteście jak to zrobiłam? Pierwszy na 31 grudnia, drugi – na dzień otwarcia likwidacji, a trzeci na zakończenie istnienia firmy. I zgasiłam światło.  
Po tym doświadczeniu znalazłam pracę jako główna księgowa w dużej spółce i pracowałam tam ponad 8 lat. W tym czasie przejmowałam dokumenty tej spółki z biura. Nigdy nie miałam ambicji, aby otworzyć swoje biuro, a wtedy odkryłam, że może dałabym radę? Tym bardziej, że różne osoby mi to sugerowały. Gdy oswoiłam się z tym pomysłem, to zrobiłam studia podyplomowe, aby zdobyć certyfikat MF i w 2012 roku otworzyłam biuro. Przez 5 lat łączyłam prowadzenie biura z pracą na etacie. W 2017 roku pożegnałam się z etatem.
Nigdy nie pracowałam w biurze rachunkowym, wszystkiego uczyłam się sama . Zaczynałam nie mając żadnego klienta i w tajemnicy przed moim ówczesnym szefem, który sprzeciwiał się temu pomysłowi. Gdy studiowałam, to ludzie w pracy się ze mnie śmiali - po jakimś czasie usłyszałam „tobie to się udało”.”
Barbara Zapadka


„Zaczęłam pracę w biurze rachunkowym u cudownej osoby jaką była Pani Ela. Do dziś wspominam nasze rozmowy i atmosferę życzliwości. Jednocześnie kończyłam kolejne studia
i pracowałam dodatkowo jako wykładowca i szkoleniowiec na różnych uczelniach, w szkołach policealnych i fundacjach. Niestety, jako najmłodszy pracownik w biurze rachunkowym - po tym, jak szefowa przeszła na emeryturę – zostałam zwolniona z powodu redukcji etatów i zatrudniłam się na pół etatu w innym biurze. Tam atmosfera była zupełnie inna. Dość ciężka. Nie było rozmów czy analizowania przepisów zwłaszcza po ich zmianie. Po około 5 latach pracy dostałam propozycję przejścia na cały etat z niewielką podwyżką. Tym samy musiałabym zrezygnować z wykładów z których się utrzymywałam. Wybór był prosty. Miałam kilku klientów prywatnie pracując na zlecenie, którzy mnie namawiali już od jakiegoś czasu na założenie swojego biura rachunkowego. Tak też się stało! Szczególnie, że podczas rozmowy z pracodawcą mając certyfikat MF i 4 dyplomy ukończonych studiów usłyszałam : "nie oszukujmy się, nie jesteś zdolna poprowadzić biuro rachunkowe". To mi dało odwagę do usamodzielnienia się. Jestem zodiakalnym koziorożcem i nie ma przede mną rzeczy niemożliwych. Tak oto założyłam biuro 14 lat temu i nawet skorzystałam z dotacji "Inicjatywa jest kobietą"! Klientów miałam od samego początku i z miesiąca na miesiąc było ich coraz więcej. Dodatkowo nadal prowadziłam wykłady i szkolenia. Obecnie prowadzę dwa biura rachunkowe, zrezygnowałam z wykładów i szkoleń na rzecz wolnego czasu i realizacji innych zainteresowań. Udało mi się pasją do księgowości zarazić córkę, która jest moją wspólniczką i chlubą. Mam nadzieję, że kiedyś przejmie po mnie pałeczkę i poprowadzi samodzielnie biura.”
Agnieszka Młynarska


„Tuż przed 18-ką, urodziłam bliźnięta. Już 3 miesiące później poszłam do pracy bo każdy grosz był potrzebny. Zaczynałam od sprzątania, potem obsługa centrali telefonicznej, teleksu, potem etat kasjerki i pomoc księgowej - wszystko w tej samej firmie. W międzyczasie zdobyłam wykształcenie, więc skoro już pracowałam w księgowości, to poszłam w tym kierunku. Firma była państwowa, nie przetrwała wczesnych lat 90-tych i została zlikwidowana. Przyszedł nowy właściciel i mnie zatrudnił do księgowości. 5 lat później zdecydowałam się sama zmienić pracę, bo córeczki miały już 12 lat. Zostałam Główną Księgową i tak pracowałam przeszło 10 lat. W międzyczasie zawsze miałam swoich klientów na umowę zlecenie, więc w 2001 założyłam swoją działalność, a 10 lat temu przeszłam już całkiem na swoje. Teraz mam już wnuki i powoli chcę ograniczyć swoją pracę, ale pewnie jeszcze z 10 lat przed mną...”
Anita Bartkowiak


"Od dziecka marzyłam, że zostanę prawnikiem (najlepiej prokuratorem!) i będę zajmować się karaniem tych paskudnych złoczyńców. Wszystko temu podporządkowałam i tą drogą podążałam przecierając ścieżki edukacji w szkole podstawowej i średniej. Działałam metodycznie i konsekwentnie, aż do studiów. Wtedy zrozumiałam, że studiując prawo umieram
z nudów, a słuchanie wszystkich zawiłości przepisów i ćwiczenie kazusów wpędza mnie w czarną rozpacz. Zmieniłam kierunek studiów na ekonomiczne, a jednocześnie nadarzyła się świetna okazja, by równolegle pracować zawodowo. To był rok 1996 r. i z nastoletnią jeszcze beztroską rozpoczęłam pracę w bankowości.
Bankowcem, urzędnikiem i doradcą byłam przez kolejne 9 lat. Później przez jakiś czas praktykowałam w kancelarii notarialnej, by następne kilka lat pracować w księgowości w sektorze prywatnym (byłam GK w Sp. z o.o.). Tam ugruntowałam swoją wiedzę i doświadczenie zawodowe. Pracowało mi się komfortowo i pewnie trwałoby to kolejne lata, aż do dziś. O zmianie kierunku zadecydował trochę przypadek, a trochę względy osobiste. Przez przypadek odebrałam pewien telefon. Leżąc chora i mając 40 stopni gorączki obiecałam pewnemu przedsiębiorcy pomoc w odgruzowaniu jego biznesu. Prywatnie – jako Rodzina stanęliśmy przed wyzwaniem „nasza 6-latka niebawem zaczyna 1 klasę” i wymaga bardziej elastycznej opieki niż ramowe godziny pracy etatowej. Wtedy też zdecydowałam, że to jest moment na założenie własnej firmy. Doskonale wiedziałam już czym chcę się zajmować i miałam pewność, że będę w tym dobra. Za mną kilkanaście lat dość wszechstronnego doświadczenia zawodowego, usystematyzowana wiedza księgowa i atutem jest to, iż posiadam niezbędny certyfikat Ministerstwa Finansów w ręku."
Katarzyna Kusak


„Nigdy nie myślałam o księgowości, chciałam być przewodnikiem turystycznym. Byłam na studiach 3 miesiące i okazało się, że ból nogi - który ciągnął się za mną od matury - to nie rwa kulszowa, tylko nowotwór kości! Przeryczane noce, niepewność co ze sobą zrobić. Finalnie poszłam na zarządzanie, po ich ukończeniu zaczęłam pracę w rodzinnej firmie pod okiem księgowej bo akurat weszliśmy na kh i tak zostało. Od zawsze lubiłam porządek, więc odnajduję się w tym zawodzie. W tym roku założyłam własne biuro rachunkowe, żeby mieć swoich klientów i alternatywę na wypadek jakbym się z ojcem nie dogadała w sprawach firmowych.”
Agnieszka


„Dziadek księgowy, matka księgowa. Wiedziałam, że będę skazana. Rodzice walczyli ze sobą, miałam być księgową albo stomatologiem, mama wygrała - mdleję na widok igły. Rozpoczęłam naukę w liceum ekonomicznym z jakąś dziwną specjalizacją finanse -rachunkowość, z kolei studia zarządzanie i marketing. Potem pierwsza praca jako pomoc księgowej
w prywatnej firmie. Okazało się, że firma zmierzała do bankructwa, więc w ciągu 2 miesięcy uciekła księgowa i prezes. Przejęłam wszystkie obowiązki. Właściciele mieli pomysły, tylko brakowało zarządzania operacyjnego. I tak zostałam w wieku 25 lat prezesem spółki i GK 2w1. Po 5 latach wywaliłam księgowość na zewnątrz do BR, a sama zajęłam się już tylko zarządzaniem. Poszłam na podyplomówkę, żeby mieć certyfikat MF. Po 9 latach przeszłam na DG, korzystając z dotacji 40 tys. Dotację wzięłam na otworzenie BR bo takie miałam wykształcenie i doświadczenie. Nakupowałam sprzętu, oprogramowania, drukarek, monitorów z myślą: „to ja sobie poprezesuję dalej, a to będzie na czarną godzinę”. I tak wszystko stało kolejne prawie 3 lata. Zaskoczyła mnie śmierć męża, podziękowano mi również za współpracę w ukochanej firmie - ciężkie przeżycia, depresja. Chciałam odpocząć psychicznie. Poszłam na etat jako kasjerka-pomoc księgowej, potem na etat do BR. A potem do kolejnego, ale już jako podwykonawca. Zamknęłam DG, otworzyłam spółkę. W międzyczasie pojawiło się kilku klientów, bardziej znajomych. W BR mi się podobało, bo spotkałam inny typ klienta, w tym ostatnim sami angielskojęzyczni, no i szef DP. Zaczęłam kurs na doradcę podatkowego
w styczniu 2021, w lutym rozstałam się nieprzyjemnie z moim szefem, którego bardzo cenię i lubię bo wiele się od niego nauczyłam, ale jest człowiekiem ciężkim do współpracy. I jeszcze będę musiała zdać egzamin na DP w czerwcu, żeby pokazać mu, że dam radę mimo wszystko. Dostałam do obsługi teraz kilka spółek od znajomego, ale ciągnie mnie do pracy w BR...bo siedzę sama w domu i księguję!”
Monika Szlachta